Archive for Grudzień, 2010
Takie coś przyszło do mnie w święta
poniedziałek, Grudzień 27th, 2010Tak wygląda facet-bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. W srodku tego ślicznie ubranego, uczesanego ciałka gromadzą się zatrute gazy, nabierają ciśnienia, buzują i to tylko kwestia czasu, kiedy to zmiotą wszystko ze swojego pola rażenia. Odliczam.
Jutro Wigilia
czwartek, Grudzień 23rd, 2010Jak to wszystko jest dobrze wymyślone. Pęd, przygotowania, kulminacja, gotowanie, pakowanie prezentów, ubieranie choinki….. wszystko tak wymyślone, żeby potem odczuć, że te trzy dni są szczególne w roku… dramaturgia. W budowaniu napięcia jest siła.
Zaniedbany blog
sobota, Grudzień 18th, 2010Jakaś bezsensowna gonitwa, żeby spędzić ten ostatni grudniowy weekend. Listy prezentów, potraw, zakupów, kłótnie rodzinne, obrażanie się i przepraszanie. Brak czasu, nerwy. W sklepach kretyńskie bożonarodzeniowe utowory muzyczne, masz ochotę uciec z krzykiem, a tu w kieszeni lista zakupów. Bądź dzielna, przedzieraj się przez tłum, walcz, załaduj samochód, przywieź łupy do domu, potem zapakuj w kolorowe papiery, opisz i schowaj. Potem upiecz, ugotuj, policz, czy jest 12, nakryj, ubierz, gwiazda czy aniol na czub… opłatek, sianko, łuska karpia, tradycja, o kurcze, a jeszcze trzeba iść do pracy, super, jeden sklep w okolicy czynny jest 24 godziny na dobę, to tam jeszcze można coś kupić, o rany lampki, nie mamy lampek…. A blog zaniedbany.
Szarzy
poniedziałek, Grudzień 13th, 2010Szarzy teraz są wszędzie. Okutani, nieforemni. Wleźli też na moje kolczyki.
Dziękuję, Emily
sobota, Grudzień 11th, 2010Ciężko mi było na duszy, aż tu nagle natknęłam się na takie światełko, wiersz Emily Dickinson
Pręcik, płatek, cierń
W zwykły letni dzień –
Flaszeczka rosy, jedna, dwie pszczoły –
Wiatru wiew – sus spoza drzew –
I jestem różą!
Wigilia
środa, Grudzień 8th, 2010Z Wenus i z Marsa
sobota, Grudzień 4th, 2010Jacek Malczewski
środa, Grudzień 1st, 2010Kocham obrazy Malczewskiego, ale nigdy nie zastanawiałam się jakim był człowiekiem. Przypadkowo natknęłam się na opis jego osoby w pamiętnikach Zofii Stryjeńskiej i duże zrobił na mnie wrażenie. Malczewski, rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie miał zwyczaj ubierać się jak przystało na prawdziwego malarza. Był wyniosłej postawy, miał czarne oczy, na głowę zakładał czarną czapkę zakrywającą mu uszy, na to miał naciągnięty na tył głowy czarny filcowy kapelusz z wielkim rondem, na ramiona zarzuconą miał czarną pelerynę a na rękach żółte rękawice z mankietami do łokcia. Ludzie oczywiście gapili się na niego i wtedy mistrz z rozkoszą wywalał język do kolan.
Przy malowaniu używał wielkiej palety, a zużyte pędzle rzucał za siebie, które w lot łapał służący i podawał mu jednocześnie pęk nowych i umytych. A z płócień wynurzały się powoli centaury i strzygi. Ach, pomarzyć!